Kiedy byłam jeszcze niedoświadczoną mamą, na samym początku mojej przygody z macierzyństwem, myślałam naiwnie, że jak krzyknę, tupnę, warknę, ustalę raz na zawsze zasady, kilka razy wyciągnę konsekwencje z ich nieprzestrzegania i już będzie z górki – miało być mega proste, skuteczne i szybkie.  Ktokolwiek ma dzieci, czytając to zapewne śmieje się do rozpuku…

Ja patrząc na siebie z tamtego czasu, śmieję się głośno.

Śmieję się teraz, ale zanim… ogarnęłam, zrozumiałam, że to tak nie działa, że to nie będzie działanie na autopilocie i według instrukcji obsługi, to musiałam przejść swoje, dostać w kość, przeczytać stos książek, zaczerpnąć wiedzy u psychologa dziecięcego, by zrozumieć z czym je się, mówiąc obrazowo, to ciacho zwane byciem prawdziwym rodzicem. Jedna najważniejsza zasada, która brzmi mi w głowie, to pewna oczywista oczywistość: dziecku należy zbudować takie otoczenie, żeby miało poczucie bezpieczeństwa. Musi się czuć kochane bezwarunkowo. Niby takie łatwe, ale sami zobaczcie, jak trudno pogodzić to z wychowaniem, wpojeniem zasad, nauczeniem ich przestrzegania, wyuczeniem obowiązków, a nie tylko leżingiem i marzingiem o niebieskich migdałach… Wielka odpowiedzialność, zaufanie, zaangażowanie z dwóch stron i zaczyna się zabawa w leadership.

Zapisz się na mentoring