Nie wiem jak Wy, ale ja często myślę o tej fizyczno-logistycznej części matczynych obowiązków: że muszę coś kupić, zorganizować, dostarczyć; zawieźć i przywieźć dzieci na czas…

Kilka ważnych sytuacji sprawiło, że za dużo pracowałam. Czułam się zmęczona i sfrustrowana. Coraz mniej uczestniczyłam w życiu moich dzieci. To zmusiło mnie do zatrzymania się i zastanowienia nad priorytetami i w życiu, i w kwestii wychowywania.

Biłam się z myślami, czy ważniejsze będą dwugodzinna logistyka i stanie przy garach, aby ugotować obiad, czy kupienie gotowych pierogów, aby jako wypoczęta matka usiąść z dziećmi do stołu, mieć czas na rozmowę i słuchanie opowieści o szkole.

Wybieram wersję matki z pierogami.

Dzięki temu już nie frustruję się tak bardzo, że dzieciaki się buntują i naciągają ustalone zasady. Jestem konsekwentna, to prawda, ale od jakiegoś czasu obserwuję, jak bardzo dzieci mnie zmieniają i wpływają na mnie.

Czego nauczyły mnie moje dzieci?

Konsekwencji – trzymania się sprawiedliwych, ustalonych zasad.
Balansu w życiu – dom, praca.
Komunikacji – zwracania się z szacunkiem.
Cierpliwości – bez oczekiwania efektów tu i teraz.
Uważnego słuchania.
Bezwarunkowej miłości.

Dzisiaj zastanawiam się, jakim człowiekiem byłabym bez moich dzieci…

Z całego serca życzę wszystkim mamom: bądźcie szczęśliwymi matkami, aby zamiast logistyczno-zakupowych wyzwań przekazywać swoim dzieciom prawdziwe wartości..

Pozdrawiam!

 

 

Zapisz się na mentoring