„Ale tu śmierdzi, mamo!” – wypalił ośmiolatek wchodząc do mojego salonu. Początek mojego biznesu, pracowałam wtedy na recepcji i uwierzcie, bardzo trudno było mi ukryć zbulwersowanie. Śmierdzi mu, pomyślałam, smarkacz jeden… ja tu odprawiam czary-mary z zapachowym kominkiem, żeby działać na zmysły moich klientów, żeby poczuły klimat, przyjemny zapach olejków eterycznych. Smarkacz smarkaczem, ale może faktycznie… Przyszła refleksja, że zapach może dla mnie ładny i przyjemny, dla kogoś jest irytujący i przesadzony. Zapach zapachowi nie równy, a ile nosów, tyle zapachów.

Może dlatego od jakiegoś czasu na rynku swoje cenne 5 minut ma aromamarketing. Ciekawe zjawisko, które zwraca uwagę na jedną istotną rzecz – człowiek identyfikuje świat wszystkimi zmysłami, a więc kupuje nie tylko produkt czy usługę, ale budowaną wokół tego atmosferę, na którą składa się kolorystyka, dźwięk, obraz, a także zapach. Firmy poszukują sposobu na personalizowanie swojej oferty, a jednym z nich jest zainwestowanie we własny, autorski zapach.