Po jednej z nieudanych prób rekrutacji na nowo utworzone stanowisko koordynatorki, postanowiłam, że do tematu trzeba podejść w sposób niestandardowy.

Założenia dotyczące kompetencji człowieka na tym stanowisku, jak się okazało później, miałyśmy błędne. Pierwsze kandydatki na słowo „koordynacja” i nagłą sytuację losową typu: zlokalizowanie hydraulika, naprawa pękniętej w salonie rury stawały okoniem i reagowały krótkim: „No way!”. Bo przecież one są tu od HR-u i nikt im niczego nie narzuci – uciekały, gdzie pieprz rośnie.

Po długim procesie „tentegowania” – cytując króla Juliana – stwierdziłyśmy, że trzeba znaleźć koordynatora do biznesu sieciowego, czyli kogoś, kto w standardzie zrobi swoje, ale gdy się coś wali i pali, to też ogarnie!

Kto to ma być? Jakie ma mieć doświadczenie? Szybka, krótka analiza kandydatów i CV o podobnym profilu, które spłynęły, pozwoliła nam zorientować się, że nie pasują oni do naszej organizacji. Pojawiło się pytanie: gdzie są osoby, które pracują pod presją czasu, które mają ludzi pod sobą, zarządzają procesami i lokalami?

Zwołałam spotkanie moich dziewczyn i powiedziałam:

– Umieszczamy ogłoszenie, w którym piszemy, że szukamy koordynatora do biznesu gastronomicznego.

Akcja w skrócie nazywała się „Kryptonim Kucharz”.

Dawno nie widziałam takiego wzroku u najbliższego mi pracownika. TEN WZROK mówił: Makosz, ciebie pogięło! To się nie uda, to jest jakiś dziwny pomysł!

Była gadka, było przekonywanie… A ja przy swoim: Należy napisać, że szukamy dobrego kierownika restauracji, bo takiego nam potrzeba; argumentowałam to tym, że żaden kierownik ani żadna kierowniczka nie odpiszą na ogłoszenie, które dotyczyć będzie pracy w charakterze koordynatora salonów depilacji woskiem. Gdy potencjalni kandydaci się zgłoszą, zadzwonimy i przedstawimy ofertę, powiemy, o co chodzi, i naświetlimy charakter pracy. Tak działają headhunterzy – nie inaczej! Mają propozycje i dzwonią, szukają kandydatów. I wiecie co? Poszły konie po betonie! Zaczęły spływać CV. Jedna z kandydatek pasowała jak ulał. Pani dyrektor zadzwoniła do mnie i zapytała:

– Co ja jej teraz powiem, skoro ona aplikowała na gastronomię, a tu wosk?

– Prawdę mów, a później wyjaśnij, dlaczego tak zadziałałyśmy, i do końca bądź szczera – zachęciłam.

Dziewczyna okazała się fajna. Z pewnym dystansem przyglądała nam się na rozmowie kwalifikacyjnej. Spokojna, opanowana, powoli mówiła o swoich doświadczeniach na stanowisku kierownika restauracji.

Zapytałam:

– Czy była Pani zdziwiona, gdy koleżanka zadzwoniła do Pani i powiedziała, że szukamy koordynatora do salonów TfW?

– Byłam, chociaż wiedziałam, że ogłoszenie zostało zamieszczone przez Time for Wax – odpowiedziała.

Jak to? Zdziwiłam się. Umówiłam się z dziewczynami, że nie będziemy podawać nazwy firmy. Ostatecznie okazało się, że dziewczyna, która zamieszczała ogłoszenie, nie zrozumiała mojego zamysłu.

– I co Pani sobie pomyślała? – kontynuowałam. – Czy to nie było dla Pani dziwne, że sieć salonów depilacji woskiem szuka kierownika kawiarni?

– Nie, bo myślałam, że otwieracie teraz sieć kawiarni.

„Niezły bigos” – pomyślałam i uśmiechnęłam się do pani dyrektor, która prowadziła ze mną rekrutację.

Żaneta okazała się bardzo rzeczowa i poukładana. Na każde zadawane przez nas pytania udzielała sensownych odpowiedzi. Ponieważ stanowisko było dla niej całkowicie nowe, prosiła nas o dokładne zdefiniowanie tego, czym tak naprawdę koordynatorka ma się zajmować. Opisałyśmy szczegółowo, jakich kompetencji szukamy u kandydatki, i opowiedziałyśmy, na czym polega praca na tym stanowisku.

Żaneta wyglądała na zainteresowaną, jednak poprosiła o trochę czasu, bo – jak powiedziała – musi to przemyśleć. Widać, że biła się z myślami, zastanawiała się, czy to aby na pewno dobra decyzja. Ta sytuacja była dla niej zaskakująca. Na pożegnanie uścisnęłyśmy sobie ręce i ustaliłyśmy, że skontaktujemy się za tydzień.

Po jej wyjściu rzuciłam porozumiewawcze spojrzenie pani dyrektor, mówiąc, że podoba mi się ta dziewczyna. Zadowolona, z uśmiechem na ustach odpowiedziała:

– Oby twoje metody, choć są mało standardowe, okazały się skuteczne.

Nie minęły trzy tygodnie, a Żaneta była już nową koordynatorką w firmie Time for Wax.

Na zakończenie miesiąca organizujemy zawsze spotkanie z wszystkimi pracownikami, podczas którego omawiamy, co się wydarzyło, i przedstawiamy plany na następny miesiąc. Prezentujemy też nowych pracowników.

Ponieważ firma rozwijała się w zaskakującym tempie, na spotkania przychodziło coraz więcej osób. Musieliśmy je podzielić na dwie części, a nadal brakowało dla wszystkich krzeseł. Było ok. 30 osób (niejednokrotnie śmieję się, że przyglądam się dziewczynom uważnie, bo trudno je rozpoznać, gdy nie są w stroju firmowym – młode, ładne, każda zadbana i wystylizowana J).

Iwona przedstawiła sprawy marketingowe, zostawiając na koniec sprawy organizacyjne, a następnie oddała mi głos. Wyszłam na środek i powiedziałam do dziewczyn:

– Mam dla was dobrą wiadomość! Mamy nową koordynatorkę, Żanetę.

Zaprosiłam Żanetę na środek, aby wszyscy mogli ją zobaczyć i poznać, i poprosiłam o opowiedzenie czegoś o sobie. Żaneta wyszła zdecydowanym krokiem i powiedziała:

– Cześć, mam na imię Żaneta i będę pracowała jako koordynatorka. Zostałam zatrudniona w wyniku akcji „Kryptonim Kucharz”.

Na twarzach zgromadzonych dziewczyn zobaczyłam zdziwienie. Wyskoczyłam na środek sali, stanęłam obok Żanety i zaczęłam opowieść… Wśród zebranych zapanowała cisza, część pracujących długo kosmetyczek uśmiechała się do mnie, jakby chciały mi powiedzieć: „Pani to się nigdy nie poddaje! Już nieraz na spotkaniach słyszałyśmy: »Nie poddam się, damy radę, znajdziemy rozwiązanie!« i teraz znowu jesteśmy świadkami nowej niestandardowej sytuacji – tym razem dotyczącej rekrutacji…”.

Dziewczyny patrzyły na Żanetę z zainteresowaniem, zdziwione i zaskoczone, niektóre z nich wymieniały porozumiewawcze spojrzenia. Widać było, że czekają na dalszy ciąg historii.

Żaneta uśmiechnęła się, wzięła głęboki oddech i zaczęła opowiadać:

– Do tej pory pracowałam przez kilka lat w gastronomii. Chciałabym opowiedzieć, jak się tu znalazłam. Szukałam pracy w większej firmie, byłam już zmęczona małymi restauracjami – chciałam się rozwijać. Zaczęłam się rozglądać za ofertami spoza branży. Miałam doświadczenie w zarządzaniu ludźmi, byłam niemal pewna, że takie kompetencje są potrzebne w większości firm i że szybko znajdę pracę. Szukałam długo, ale niestety nie udało mi się otrzymać ciekawej oferty. Po pewnym czasie poddałam się, czując, że nie mam szansy na zmianę kategorii. Ponownie zaczęłam wysyłać swoje CV w odpowiedzi na ogłoszenia z gastronomii, zachowując jednak zasadę, że unikam małych, prywatnych restauracji i stawiam raczej na większe firmy. Byłam skłonna zaakceptować niższe stanowiska, jeżeli będę miała możliwość rozwoju i nauki. Wtedy właśnie znalazłam ogłoszenie TfW. Pamiętam, że nagłówek brzmiał: „Koordynator sieci restauracji”. Odpowiedziałam na ogłoszenie, chociaż doświadczenia w zarządzaniu restauracjami nie miałam. Zachęcił mnie opis stanowiska – wypisz, wymaluj moje kompetencje! Doświadczenie w zarządzaniu ludźmi, rekrutacja, koordynacja pracy restauracji. Ja to wszystko umiałam, robiłam. Chciałam jednak nauczyć się czegoś więcej, więc wysłałam CV. Nie byłam klientką TfW, ale kojarzyłam nazwę, widziałam w Warszawie salony. Charakterystyczne, rzucające się w oczy witryny, ładna aranżacja. Myślałam, że to jakiś nowy pomysł, że TfW chce stworzyć sieć kawiarni, dlatego szuka pracowników. Wydało mi się trochę dziwne, że inwestują w kawiarnie, ale nie wzbudziło to u mnie takich wątpliwości, aby się nad tym głębiej zastanawiać. Po kilku dniach od wysłania zgłoszenia zadzwoniła do mnie Iwona, dyrektor zarządzająca. Wypytywała mnie o moje doświadczenie w pracy w gastronomii, a po 10 minutach rozmowy powiedziała: „Pasuje nam Pani na stanowisko koordynatora do salonów TfW. Czy myślała Pani nad zmianą kategorii biznesu?”. Upewniłam się, czy na pewno spełniam kryteria. „Tak, dokładnie takich kompetencji u kandydatów poszukujemy. Zapraszam Panią na spotkanie, opowiem wtedy więcej o biznesie” – usłyszałam. Byłam zaskoczona, ale zgodziłam się. Zaczęłam się zastanawiać, jak moje umiejętności, doświadczenie mogę wykorzystać w branży kosmetycznej. Pojawiły się wątpliwości: czy sobie poradzę? Przeszłam jednak pozytywnie rozmowę rekrutacyjną. Uświadomiłam sobie, że chciałam uciec od gastronomii. Ostatecznie wątpliwości rozwiały dni próbne w salonie – zadanie, które miałam wykonać, utwierdziło mnie w przekonaniu, że to jest miejsce, gdzie chcę pracować, rozwijać się. Chociaż depilacja woskiem nie ma nic wspólnego z gastronomią, to biznesy te łączą ludzie, organizacja, tempo pracy, szybkość podejmowania decyzji. TfW jest dla mnie serią pozytywnych zaskoczeń. Cieszę się, że dołączyłam do firmy i będę z Wami współpracowała!

Żaneta skończyła mówić, a dziewczyny powitały ją gromkimi brawami i okrzykami:

– Witamy w TfW! Witamy na pokładzie!

Widać było, że historia Żanety spodobała się kosmetyczkom, przyglądały się nowej koleżance z uśmiechem. Część z nich po spotkaniu podeszła do niej, aby zapytać, w jakich restauracjach pracowała.

„Dobry start” – pomyślałam. Byłam zadowolona, że nie dałam się odwieść od tak szalonego dla niektórych pomysłu, aby rekrutować kandydatów z branży gastronomicznej.